Grzybowy biznes: artykuł nr 1121
2005-08-22 13:13:45 Mikologia
Podkarpackie lasy przeżywają prawdziwe oblężenie. Setki ludzi z koszami w rękach całymi dniami okupują grzybowe miejsca. To nie apetyt na marynowane prawdziwki ciągnie ich teraz do lasu, ale potrzeba zdobycia pieniędzy. Przy zbieraniu grzybów udaje się zarobić nawet do stu złotych dziennie. Handel borówkami i grzybami to szansa dla bezrobotnych. Na Podkarpaciu jest ich ponad sto pięćdziesiąt tysięcy, a tylko co dziesiąty ma prawo do zasiłku.
Ich praca zaczyna się o piątej rano. I choć bez etatu - trwa podobnie - 8
godzin dziennie. Potem ustawiają się przy ruchliwych trasach w poszukiwaniu
kupców. Każdy wie, że to praca na czarno. Czekanie na kupców zajmuje im
kolejnych kilka godzin. Chętnych do pracy jest wielu, szczególnie teraz gdy
zbliża się rok szkolny, a wraz z nim wydatki.
Nie da się ukryć, że taka penetracja lasów nie podoba się leśnikom. Ale straż
leśna najwyraźniej odpuszcza sobie kontrole. Nieoficjalnie wiadomo, że przez
zrozumienie dla ludzkiej biedy. Bo grzybiarze są zdeterminowani. Zarabiać
próbują wszędzie - stojąc z koszykami nie tylko przy drogach, ale i na
targowiskach.
Latem mieszkańcy wsi zarabiają sprzedając nie tylko grzyby. Dopiero tak zdobyte
pieniądze, choć niewielkie, rodzinom z wiosek i małych miasteczek - pomagają
utrzymać się bez stałej pracy.
Źródło: TVP3 Rzeszów, Barbara Kleczyńska