Kłusownicy zacierają ręce: artykuł nr 1844
2006-01-23 13:42:52 Leśnictwo
Codziennie w śląskich lasach z rąk kłusowników - jak szacują leśnicy i myśliwi - ginie nawet kilkaset zwierząt. Niestety, od lat sprawdza się jedna prawidłowość: im więcej śniegu, tym więcej wnyków.
- W zimie, szczególnie kiedy intensywnie pada, kłusownicy mają zdecydowanie ułatwione zadanie - mówi Jerzy Żagiell, przewodniczący Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Katowicach.
– Zwierzęta mają stałe ścieżki przejść. Na śniegu ich dokładne trasy widać
jak na dłoni. Wystarczy tylko tam poustawiać śmiertelne pułapki.
Kłusownicy przywiązują wnyki stalowymi linkami do drzew. Wpadające w nie
zwierzęta giną w męczarniach, które niekiedy trwają nawet kilka dni. Bywa też,
że są pożarte żywcem przez lisy i dzikie psy.
Do najbardziej kłusowniczych rejonów należą tereny na styku byłego województwa
częstochowskiego i katowickiego oraz na granicy województwa śląskiego,
świętokrzyskiego i małopolskiego.
– Tam też nie brakuje kłusowniczych tradycji. W wielu przypadkach to zawód
przekazywany z pokolenia na pokolenie – przyznaje Jerzy Żagiell.
Obecnie za kłusownictwo grozi do 5 lat więzienia. Oprócz tego trzeba zapłacić
ekwiwalent za nielegalne pozyskanie zwierzyny będącej własnością państwa. I tak
np. za jelenia szlachetnego to 5800 zł, za dzika 2300 zł, a za sarnę 2 tys. zł.
Źródło: Dziennik Zachodni (fragmenty)