Po Katowicach buszują dziki: artykuł nr 3778
2006-11-18 15:04:24 Leśnictwo
Brak naturalnych wrogów, bogate w pożywienie śmietniki i życzliwie dokarmiający ludzie to przyczyny, dla których na Śląsku, w centrum największej polskiej aglomeracji, coraz częściej buszują dziki. Zwierzęta te upodobały sobie południowe dzielnice Katowic, ostatnio uaktywniły się również w Zabrzu. Nie pomagają apele Straży Miejskiej do administracji osiedli, by zamykały śmietniki, ani apele administracji do mieszkańców, by nie wyrzucali jedzenia poza wyznaczonymi do tego miejscami.
Liczące kilka tysięcy mieszkańców katowickie osiedle Kokociniec, które
sąsiaduje z panewnickimi lasami, jest zryte przez dziki. „Dosłownie orzą te
trawniki, jakby ktoś pługiem przejechał” – mówi PAP pan Bronek Nelec, który
pracuje jako stróż parkingowy i niejednego dzika na osiedlu już nocą widział.
„Po całym osiedlu łażą. Tu wychodzą koło tej rzeczki, przez ulicę, i idą sobie
swoim szlakiem, do swojego celu, w kierunku Rudy Śląskiej. Całymi rodzinami i to
takie rodziny ortodoksyjne, powiedziałbym - idzie przywódca czy tam król, matka
i te młode, i to różnego pokolenia, większe i drobiazg nieraz” – opowiada.
Gospodyni jednego z bloków już martwi się, co będzie, jak przyjdzie zimą w nocy
odśnieżać. „Odśnieża się po ciemku. To duży teren – ja muszę wstawać o 3-4 rano,
a do godziny 6 musi być odśnieżone, więc jest strach” – mówi.
„W zeszłym roku już robiły podchody, ale nie tak, jak teraz. W tym roku jest
masakra, tam dalej jest zryte doszczętnie” – macha z rezygnacją ręką wskazując
drugą stronę osiedla.
Inż. Grzegorz Skurczak z Nadleśnictwa Katowice przyznaje, że sygnałów i skarg na
zwiększoną aktywność dzików było w ostatnich dwóch latach bardzo dużo.
„Dziki zawsze wychodziły z lasu i będą wychodzić. To ich naturalne zachowanie –
śpią w lesie, w nocy wędrują, szukają pożywienia. Jeśli za lasem są pola
uprawne, użytki rolne, to tam wychodzą, a jeśli ściana wielkich miast –
Katowice, Mysłowice, Ruda Śląska, Zabrze, Chorzów, to dziki podchodzą pod
zabudowania” – tłumaczy.
I podkreśla, że takie spotkania są tym bardziej nieuniknione na terenie
Nadleśnictwa Katowice, które obejmuje swoim zasięgiem teren zamieszkany przez
1,5 mln ludzi. To 8 dużych miast, 6 mniejszych, a powierzchnia leśna liczy 14,5
tys. hektarów.
Na tym terenie żyje populacja licząca wiosną zaledwie 250 sztuk, ale ponieważ
rozmnażają się bardzo dynamicznie, to rocznie pogłowie stada rośnie o 100–150
proc. Co roku myśliwi odstrzeliwują więc według planu 250 sztuk. Człowiek to na
Śląsku jedyny naturalny wróg dzików, które cieszą się tu w dodatku dobrym
zdrowiem – żadne choroby nie zdziesiątkowały w ostatnich latach tej populacji.
Do rozpanoszenia się dzików na osiedlach przyczyniają się też – zdaniem
Skurczaka – ludzie, którzy dokarmiają i oswajają te zwierzęta. „Zostawiają im
obierki z ziemniaków, spady z jabłek, dokarmiają i bardzo są szczęśliwi, że mogą
zrobić zdjęcie. Tymczasem dziki to zwierzęta bardzo inteligentne - raz nauczone,
nie boją się w ogóle ludzi, przyprowadzają potem w to miejsce swoje młode. W
związku z tym myśliwi są zmuszeni do eliminowania właśnie tych osobników, które
się nie boją ludzi i wychodzą na miasto” – wyjaśnia.
Inż. Skurczak jak z rękawa sypie przykładami ludzkiej bezmyślności: starszy pan
karmił dziki chlebem. Kiedy w tym samym miejscu przechodziła matka z dzieckiem
trzymającym w ręku kanapkę, zwierzę biegiem ruszyło w jego kierunku. Do
niezabezpieczonego śmietnika, gdzie wysypywano odpady z akademickiej stołówki,
przychodziło najpierw 5 dzików, potem wataha liczyła już 20 i siała popłoch
wśród okolicznych mieszkańców.
„Apeluję też, by zgodnie z przepisami prowadzić psa w lesie na smyczy. Dzik nie
boi się psa, potrafi jednym cięciem szablami rozciąć go na pół. Przy okazji
człowiek też może się znaleźć w tarapatach” – przestrzega Skurczak.
Czasem jednak wizyty zwierząt nie są efektem działalności ludzi – dziki bardzo
lubią larwy owadów, które znajdują się w glebie, a dzięki bardzo dobremu węchowi
potrafią je szybko zlokalizować.
Dzik nie niepokojony przez człowieka nie stanowi zagrożenia – w razie spotkania
trzeba po prostu zachować spokój, nie straszyć ani nie płoszyć, bo dopiero
atakowany może odpowiedzieć agresją.
Tej zasady trzyma się pan Janusz Dawid, który też spotkał dzika na ulicy w
Katowicach, ale szczęśliwie był wtedy w samochodzie. „Był też taki wierszyk: kto
spotyka w lesie dzika, ten na drzewo szybko zmyka... Tylko do tego trzeba mieć
kondycję" – śmieje się. „Chyba jako ludzie za bardzo tereny im zabraliśmy -
teraz chodzą po naszych osiedlach, szukają swojego” – próbuje tłumaczyć
zachowanie zwierząt.
Potwierdza to inż. Skurczak. "Dziki przeszły tej jesieni ciężkie chwile w
związku z tegorocznym wysypem grzybów. Przepłoszone przez grzybiarzy, siedziały
wzdłuż rzeczki, bo tylko tam grzyby nie rosły i był spokój” - opowiada
przedstawiciel nadleśnictwa.
Dzięki uprzejmości: PAP Nauka w Polsce, Anna Gumułka
Zobacz też:
- Uważaj na dziki w pasie nadmorskim!
- Dziki zaatakowały ludzi
- Dziki ryją trawniki
- Dziki zniszczyły przyszpitalny plac zabaw
- Dzik szalał na A2
- Wypadki i kolizje z udziałem dzikich zwierząt
- W Lubuskiem dzik pomaga w walce ze szkodnikami